wtorek, stycznia 31, 2017

"Koncert cudzych życzeń" Izabella Frączyk

"Koncert cudzych życzeń" Izabella Frączyk



*Tytuł: "Koncert cudzych życzeń"
*Autor: Izabella Frączyk
*Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
*Rok wydania: 2017
*Ilość stron: 318


*Ocena: 8/10
*Opis:

Czasem trzeba porzucić wszystko, żeby odnaleźć drogę do własnego świata.

Sprawdzone przyjaciółki, dobrze płatna praca i kochający facet – czy może być coś ważniejszego?
Magda była zadowolona ze swego życia… do czasu gdy w drzwiach jej mieszkania stanęła teściowa z walizkami. A to dopiero początek nieoczekiwanych zmian w jej życiu…
W spadku po babci otrzymuje stadninę koni w Pieńkach, która okazuje się podupadającą i zadłużoną ruiną. Ale może to właśnie ten moment, gdy los daje szansę, by zacząć wszystko od nowa?

Izabella Frączyk w niezwykłej historii o uśmiechach losu, przyjaźni i zaufaniu do ludzi.



*Moje odczucia:




To moje pierwsze spotkanie z tą autorką, ale zdecydowanie nie ostatnie. Co mnie skusiło, by sięgnąć po tę powieść? Oczywiście to, iż w książce występuje to co kocham najbardziej - konie. Miłość do tych cudownych zwierząt zawsze sprawia, że chętnie sięgam po książki, w których o nich mowa.


Magda ma kochającego męża, dobrą pracę i swoje przyjaciółki, można by więc powiedzieć, że wiedzie jej się dobrze. Ale pewnego dnia w drzwiach ich mieszkania pojawia się teściowa. Odtąd wszystko jest nie tak jak powinno. Do tego w spadku po babci otrzymuje stadninę koni, która okazuje się ruiną. Czy zatem Magda postanowi w końcu wziąć życie w swoją garść? A może wciąż na głowę będzie wchodzić jej teściowa?

Autorka stworzyła powieść, w której chętnie sama wzięłabym udział, otrzymać w spadku stadninę koni - och, marzenie. Postacie z którymi się tutaj spotykamy, to normalni ludzie, którzy stawiają czoła swemu życiu. Wielu z nich możemy spotkać w normalnym życiu. Naprzykrzająca się teściowa - temat zapewne znany niektórym z Was. A mąż, który jest maminsynkiem z całą pewnością nie wróży niczego dobrego.

Magda z początku wciąż ustępowała mężowi i jego mamie, ale jak długo człowiek może coś takiego znosić? Wieczne narzekania, spełniania cudzych zachcianek i życie pod ich dyktando? Nasza bohaterka, w końcu znalazła siłę w sobie, by się przeciwstawić temu całemu cyrkowi.
"Tomek nie był łatwym przeciwnikiem, ale Magda wiedziała, że ta rozgrywka musi zakończyć się jej wygraną. Element zaskoczenia działał zdecydowanie na jej korzyść, choć ślubny małżonek potrafił bronić własnego zdania do upadłego."
 Jesteśmy świadkami swoistej przemiany głównej bohaterki, która niegdyś była szarą myszką, a teraz jest zadziorną kocicą. Życie jakoś jej się układało, postanowiła postawić na nogi zrujnowaną stadninę, choć jej mąż i teściowa byli temu przeciwni, ale w końcu postanowiła, że najwyższy czas zadbać o własne szczęście, a nie innych. Życie jednak znów ją zaskoczyło, niespodziewana wizyta w domu i to co tam zastała, przerodziło się w niedowierzanie.
"Życie właśnie boleśnie przygięło jej kark. Tak mocno, że nie miała siły się podnieść. Jak dotychczas świetnie opanowała sztukę chowania głowy w piasek, tymczasem w aktualnym stanie ducha bardziej by się jej przydała umiejętność wstawania z kolan."
 Powieść wywołała we mnie wszystkie uczucia, był śmiech, chwile zadumy nad własnym życiem oraz łzy smutku (nigdy los zwierząt nie był i nie będzie mi obojętny).
A zakończenie pozostawia czytelnika z wieloma zagadkami. Czekam na kolejną część.

Koncert cudzych życzeń to powieść o życiu, w którym raz pojawiają się radości, a raz smutki. To powieść o losach ludzi takich jak my, o niezwykłej sile przyjaźni, o zaufaniu do ludzi i o odnajdywaniu swego własnego szczęścia. Zachęcam do przeczytania.




poniedziałek, stycznia 30, 2017

"Dręczyciel" Penelope Douglas [PRZEDPREMIEROWO]

"Dręczyciel" Penelope Douglas [PRZEDPREMIEROWO]





PREMIERA: 15.02.2017





*Tytuł: "Dręczyciel"
*Autor: Penelope Douglas
*Wydawnictwo: Helion
*Rok wydania: 2017
*Ilość stron: 326

*Ocena: 9/10
*Opis:


Tate i Jared znali się od dzieciństwa. Łączyła ich przyjaźń, byli sobie bliscy. Wszystko się zmieniło, gdy oboje mieli czternaście lat. Z dnia na dzień Jared zaczął dręczyć Tate — bez wyraźnego powodu. Upokarzał ją, poniżał, robił wszystko, aby zrujnować jej życie. Im bardziej Tate schodziła mu z drogi, tym bardziej sadystycznie ją prześladował. Wreszcie Tate uciekła na rok do Paryża. To ją odmieniło: przestała być przerażoną, zaszczutą dziewczynką, stała się młodą, pewną swojej wartości kobietą. Stała się silna, bardzo silna i zdecydowana. I postanowiła, że nie pozwoli więcej się dręczyć. Wreszcie była gotowa podnieść głowę i nie cofać się przed swoim prześladowcą. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Gdy przyjaciel staje się wrogiem, ma ogromną przewagę. Zna wszystkie sekrety, lęki, myśli swojej ofiary i wie, co zaboli najmocniej.

 Dlaczego Jared stał się prześladowcą Tate? Jakie tajemnice skrywa? Możesz się tylko domyślać mrocznej przeszłości i niezagojonych ran, tych przerażających zdarzeń, które wszystko skomplikowały...


*Moje odczucia:


Tate i Jared byli najlepszymi przyjaciółmi, znali wszystkie swoje sekrety i nie rozstawali się ani na moment. Wszystko zmieniło się, gdy mieli czternaście lat. Od tego momentu Jared zamienił życie Tate w piekło. Ona stała się ofiarą jego prześladowań, on doskonale wiedział, gdzie "uderzyć", żeby zabolało najmocniej. W końcu uciekła na rok i wróciła całkowicie odmieniona. Pytanie zatem brzmi: dlaczego najlepsi przyjaciele stali się swoimi wrogami? Co ich do tego posunęło?

Przyjaźń to coś pięknego, co może nas spotkać w życiu. Mamy kogoś, komu ufamy bezgranicznie i przy kim czujemy się bezpiecznie. Rozmawiamy na wszystkie tematy, wiemy o sobie dosłownie wszystko. Przyjaźń między dziewczyną, a chłopakiem najczęściej z czasem przeradza się w miłość. Tak było w tym przypadku, powoli rodziła się miłość. A później jak gdyby nigdy nic, w jeden zwykły dzień przerodziła się w nienawiść. Mówią, że "od miłości do nienawiści jeden krok", i jest w tym sporo prawdy. Tylko co ma zrobić biedna dziewczyna, która nie wie dlaczego tak się stało?

Jared stał się dręczycielem Tate, choć ona kompletnie nie wiedziała dlaczego.
"-Płakałam już przez ciebie wielokrotnie. - Uniosłam powoli środkowy palec i zapytałam: - Wiesz, co to jest? - Przyłożyłam go do kącika oka. - To palec, którym wycieram ostatnią łzę, jaką wylałam z twojego powodu."
Penelope Douglas stworzyła powieść, która wywołuje w czytelniku wiele emocji - radość, gniew, niedowierzanie i zaskoczenie. Dzięki niej mamy możliwość zobaczyć, co znaczy dręczyć jakąś osobę. Z całą pewnością nie jest to miłe uczucie, kiedy wszyscy i wszystko nagle staje przeciwko tobie, czujesz się jak jakiś niechciany wyrzutek, nie masz przyjaciół, nie masz gdzie wyjść na imprezę, nie masz do kogo się odezwać.

Tate miała swoją przyjaciółkę K.C., ale czy oby i ona była niezawodną przyjaciółką? Przyjaźń ma różne strony, czasem wydaje nam się, że wiemy o swoim przyjacielu wszystko, aż tu nagle okazuje się, że wcale tak nie jest. Czy zatem, zawsze należy ufać bezgranicznie przyjacielowi? Czy jesteśmy w stanie powiedzieć: nie, on mnie na pewno nie zawiedzie? Lepiej mieć się na baczności, niż później cierpieć podwójnie.
"Jared delektował się moim nieszczęściem jak cukierkami. Co i rusz mi dowalał, upajając się nieszczęściem, którego był przyczyną. Jared, mój przyjaciel, odszedł na zawsze, zostawiając w zamian bezwzględnego potwora."
 Ona wychowywała się bez matki, której śmierć przeżywała każdego dnia. On nie miał łatwego dzieciństwa - ojciec go zostawił, a matka uwielbiała alkohol. Jednak skrywał coś, co miało wpływ na to, że zmienił się nie do poznania. Czy Tate uda się dowiedzieć co to takiego?  

 Ludzie, kiedy nie mogą sobie z czymś poradzić, uciekają się do ich zdaniem najprostszych rozwiązań. Jared myślał, że dręcząc Tate, pokona swoje słabości, nie myślał, że wyrządza jej jakąkolwiek krzywdę. Pomyślcie sobie, jak ona się czuła? Dręczył ją jej najlepszy niegdyś przyjaciel, którego kochała całym sercem.
"Wydaje ci się, że zachowujesz się szlachetnie i że jesteś silna, skoro nadstawiasz drugi policzek i czekasz na zakończenie szkoły. Ale to, co w sobie tłumisz, tylko cię osłabia. Czasem najlepszym lekarstwem jest okazać słabość, odsłonić się i pokazać mu, jak bardzo cię rani. Wtedy będziesz mogła naprawdę powiedzieć, że próbowałaś."
 Dręczyciel to niezwykle emocjonalna powieść, ukazująca, że skrywanie w sobie swoich słabości nie jest dla nas korzystne. To powieść o przyjaźni i miłości, która miała swoje wzloty i upadki, ale przede wszystkim powieść o umiejętności wybaczania i uczenia się zaufania od nowa. Polecam!


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję





niedziela, stycznia 29, 2017

Wywiad - Monika Sawicka

Wywiad - Monika Sawicka


Moi drodzy, to tak jeszcze na zakończenie stycznia wspólnie z Claudią z Zaczytanej uraczymy Was wywiadem z autorką, której nie da się nie polubić. Jesteście ciekawi jak Monika Sawicka odpowiedziała na nasze pytania? Zapraszamy.








1. Wiemy, że Pani książki na pewnym etapie różnią się od poprzednich. Czy miał na to jakiś wpływ osobisty, iż postanowiła Pani, by się różniły?

Człowiek, żyjąc, cały czas dostaje lekcje od życia. Ale  tylko człowiek myślący potrafi je-po pierwsze- zauważyć, po drugie-odrobić, po trzecie-docenić.Odrobienie lekcji polega na wyciągnięciu wniosków by w przyszłości nie popełnić takich samych błędów. Bo do innych mamy prawo.Fakt, że moje książki różnią się od poprzednich- od tych wcześniejszych sprzed 12 lat- jest zupełnie naturalny- jeśli założę, że jestem homo sapiens- a za takiego człowieka się zdecydowanie uważam. Obserwuję piszące koleżanki i z przerażeniem stwierdzam, że są takie, które nie odrabiają lekcji przekonane o własnej doskonałości. Drepczą w miejscu, a w niektórych przypadkach można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że cofają się.Tak więc odpowiadając wprost na pytanie: nie postanawiałam że będą się różnić. To naturalny proces ewolucji. To suma doświadczeń, przeżyć. Zdecydowałam natomiast z całą pewnością, o czym chcę pisać. I o czym z pewnością nie- żadnych wzdychających kobietek, żadnej mydlanej opery i bzdur na resorach, w które nie uwierzyłaby nawet pięcioletnia dziewczynka. Tematyka, która przeważa w moich książkach to twarde życie bez ubarwień, bez ściemy, twarda brudna, bolesna rzeczywistość, w której kobiety żyją tu i teraz, a mimo tego tak bardzo pragną miłości, spokoju, zrozumienia, czułości.

2. Niedawno wydała Pani swoją nową książkę, która osiągnęła spory zachwyt wśród czytelników. Czy jest Pani zadowolona, że tak dobrze się przyjęła?

A wyobraża sobie Pani inną odpowiedź niż TAK? ;-)Artysta to istota ultraczuła, nadwrażliwa, ciągle narażona na ocenę, krytykę, niepowodzenie lub doświadczająca sukcesu. Skrajne emocje. Ciągły strach przed tym, że to, co stworzy, nie będzie dobrze przyjęte, nie spodoba się, lub też przejdzie całkiem niezauważone.  Artysta to człowiek, którego życie przypomina wahadło zegara- emocje zaburzone- od euforii do depresji. I tak nawet kilka razy dziennie.Jestem zaskoczona faktem, że tak trudna, jeśli chodzi o problematykę literatura spotyka się z tak dużym zainteresowaniem. Co oczywiście z jednej strony mnie jako Autorkę- cieszy- a z drugiej jako kobietę, która naprawdę dostała po głowie i zna wiele z tych problemów a autopsji- martwi, bo może świadczyć o tym, że takich jak ja jest całe mnóstwo- takich jak ja, czyli poodbijanych.

3. Dużo Pani podróżuje, by spotykać się z czytelnikami, by robić z dziećmi warsztaty. Czy po takich spotkaniach myśli Pani sobie: To jest właśnie to co kocham?


W każdej chwili tak myślę! Gdy wstaję o 2 w nocy, gdy jadę we mgle, w śnieżycy. Myślę sobie- jasna cholera, ale zacina śnieg, ledwo widać świat, ale robotę to ja mam super fajną. I jadę dalej. Gdy prowadzę warsztaty , gdy rozmawiam z młodzieżą czy przedszkolakami i patrzę jak uważnie mnie słuchają, chwilami nawet wstrzymują oddech, mają zabawnie otwarte buzie i wielkie oczy- to jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.A gdy po całym dniu spędzonym w szkole lub bibliotece wsiadam w mojego srebrnego żuczka i wiem, że mam do pokonania 500 km- to myślę sobie- padniesz na dziub Sawicka, gdy wrócisz- ale robotę to ty masz super extra.

4. Miała Pani w swoim życiu pewien zły etap, czy to Panią zmobilizowało do większego "brania" życia w swoje ręce? 

Każdy ma jakąś historię, moja do wyjątkowych nie należy.  Uważam, że wszystko jest po coś, czemuś służy. Choć jestem artystką, to postępuję w życiu racjonalnie, ponieważ jestem wielką orędowniczką  mądrości- zawsze i wszędzie należy umiejętnie korzystać z rozumu. Zgrabnie  łączę w sobie osobowość artystki i self managerki.  Gdybym nie chciała decydować o tym, jak mam wyglądać moje życie- czyli jak to Pani określiła- nie brałabym życia w swoje ręce- byłabym ignorantką i abderytką w jednym. Bo komu mamy je niby powierzyć? Nasze życie jest nasze i możemy z nim zrobić co chcemy. Nie ma granic- jedyne jakie istnieją znajdują się w naszym umyśle. I sami je tworzymy. Spora część społeczeństwa nie robi nic- dni płyną, lata mijają, a oni coraz bardziej smutni, sfrustrowani, zgorzkniali, nieszczęśliwi.

Mam prawo do szczęścia, do wolności, do miłości. Mam obowiązek być dobrym, bo doskonałość na szczęście nie istnieje- wzorcem dla mojej córki. Zdecydowanie chcę słońca i ciepła niż mroku i zimna.

5. Kiedy możemy spodziewać się następnej tak świetnej powieści?

Jaka będzie – ocenią Czytelnicy.  W tym roku  pojawi się nowa powieść pt Sześć czerwonych róż i będzie mieszanką gatunków. Mocne uderzenie, tak jak lubię, bez znieczulenia. Żadnych białych rękawiczek, żadnego „pitu pitu o dupie Maryni, żadnych westchnień, szlochów i tym podobnych pierdół. Już kiedyś się wypowiedziałam w kwestii jakości czegoś, co literaturą jest jedynie z definicji, choć tak naprawdę jest w literaturze tym, czym disco polo w muzyce- wolałabym sobie rękę prawą odrąbać niż być autorką czegoś, co przypomina wystękane na długiej przerwie w toalecie,  w pocie czoła, wypracowanie gimnazjalistki. Uważam siebie za dojrzałą pisarkę- za dojrzałą kobietę, która w przeciwieństwie do wspomnianych- ma coś ważnego do powiedzenia i to mówi- chociaż zarówno ja jak i mój Wydawca wiemy, że mądre książki sprzedają się gorzej, a głupota schodzi jak świeże bułeczki.

Pojawi się też kolejne wydanie-wznowienie mojej debiutanckiej Kruchości porcelany.

6. Jak to się stało, że zaczęła Pani tworzyć swoje książki?

Pisać zaczęłam,  ponieważ sąsiedzi mieli już dosyć odgłosów walenia głową o ścianę. Skarżyli się na hałas i odpadający tynk. Próbowali w odwecie wykończyć mnie grą na trąbce i skrzypcach, ale się nie dałam.  W końcu, gdy urodził im się wnuczek, ulitowałam się nad nimi i chwyciłam za klawiaturę i napisałam Kruchość porcelany.
Stałam pod ścianą i byłam gotowa pozwolić się rozstrzelać. Czułam, że nie przebiję tego muru, ale nie bardzo umiałam znaleźć wyjście awaryjne.  Zmieniłam perspektywę- napisałam, przeczytałam, zrozumiałam.

7. Czy stawia Pani sobie postanowienia noworoczne? Jeśli tak, to jakie?

Nie. Bo to bez sensu. Mam plan na siebie, na kilka najbliższych lat. Napisałam sobie czas jakiś temu scenariusz na życie i według niego żyję. Obsadziłam się w głównej roli, jestem swoją własną reżyserką, scenarzystką i aktorką. Dbam o dekoracje, rekwizyty, publiczność. Realizacja na najwyższym poziomie, bo inaczej nie warto. Jeśli miałabym cokolwiek zrobić byle jak- jęzor bym sobie szybciej odgryzła i poucinała ręce. Szkoda życia na półśrodki i fuszerkę. Precyzyjny plan na siebie i do przodu- cała naprzód, bez oszukiwania siebie i innych, bez symulowania i wymówek.

Konsekwencja, determinacja i upór- to sprawia, że nie muszę niczego nowego sobie postanawiać z każdym nowym rokiem. Bo złożyłam sobie jedno postanowienie na całe życie. Chcę ŻYĆ, a nie Trwać.

8. Pisze Pani o sobie „Jestem szczęściarą, ponieważ robię to, co kocham, i kocham to, co robię.” Mało który człowiek potrafi powiedzieć o sobie, że jest szczęściarzem. Pani się to udało. Zdradzi nam Pani zatem, „przepis” na to szczęście?
Bardzo bym chciała, ale taki przepis nie istnieje. Mogę za to podrzucić kilka kulinarnych.

Jeśli ktoś ma problem by nazwać stan, w jakim się znajduje, ale za to z permanentnym narzekaniem nie ma problemu, to proponuję wizytę u specjalisty- na początek laryngolog, okulista, aż dotrzemy do psychologa, bo tylko długa psychoterapia może odpowiedzieć na pytanie- dlaczego jestem takim głupkiem, że nie doceniam życia, mimo iż wiem, że za chwilę się skończy?

9. „Upadam, podnoszę się, wybaczam i idę dalej, nie dźwigając na plecach tych, którzy mnie krzywdzą – bo wybaczam od razu i lżejsza podążam dalej.” Mówi Pani, że wybacza od razu. Ale czy jest Pani w stanie wybaczyć dosłownie wszystko?

Nie mam zielonego pojęcia.  Z tej prostej przyczyny, że nie doświadczyłam jeszcze „wszystkiego”.

Jesteśmy świetnymi teoretykami- ale gdy życie stawia nas na baczność podczas  gdy  gra z nami w pokera i mówi- sprawdzam-wtedy dopiero poznajemy swoje granice- i wtedy to okazuje się, czy w ogóle istnieją czy też trzeba je przesunąć. Podkreślić pragnę, że na trwałość tych granic największy wpływ ma czas oraz my w czasie-jeśli usypiesz granicę z piasku i przyjdzie przypływ- nic się nie ostanie.
Budulec jest bardzo ważny. Jeśli zbudujesz granice w skale woda może drążyć ją latami i wciąż będzie szczelna.

10. Debiutowała Pani książką „Kruchość porcelany”. Kiedy to było i jak dziś wspomina Pani tamto wydarzenie?
Ja tego  nie wspominam, ja to ciągle przeżywam na nowo.

11. Jest Pani pozytywną osobą, a zwłaszcza osobą, która akceptuje samą siebie. Wielu ludzi ma z tym problem. Jak Pani sądzi, dlaczego?

Nie kończyłam psychiatrii, jednak myślę, że istnieje jeszcze wiele nieznanych chorób umysłowych.
Brak akceptacji siebie jednostką chorobową raczej nie jest, ale skutki braku samoakceptacji bywają dramatyczne i determinują nasze życie. Wpływa to na wybór partnera życiowego, na to, jak wychowujemy nasze dzieci, jaką pracę wykonujemy, jakie są relacje z pracodawcą, współpracownikami, sąsiadami, ludźmi, z którymi podróżujemy autobusem do pracy- słowem- na wszystko. Trudniej jest zaakceptować nam innych, jeśli nie akceptujemy siebie.     Zakładam, że nie jestem wolna od błędów, wad i mylę się. Ale przecież inni też tacy są. I co? Eliminujemy ich z naszego środowiska? Część z pewnością tak. Ale niektórzy zostają naszymi przyjaciółmi pomimo wad. Dlaczego zatem nie mielibyśmy zaprzyjaźnić się z innym  super fajnym człowiekiem- czyli z sobą?

12. Kiedy czytałyśmy z Pani strony NOTATKĘ BIO, pękałyśmy ze śmiechu. To niewiarygodne w jak zabawny sposób potrafi Pani pisać o sobie samej, np. „Jako córka milicjanta całkiem zdrowa na umyśle być nie mogę i nie jestem.” Pani nie sposób nie polubić. Pytanie zatem całkiem przewrotne, czy posiada Pani jakiś wrogów, którzy źle Pani życzą?
Ja nie jestem niczyim wrogiem, ale kilka osób jest do mnie wrogo nastawionych. Raz, dwa, trzy na kogo wypadnie na tego bęc. Z pewnością to przeczytają. I znowu im się pogorszy.  To taka dziwna zależność- im mnie jest lepiej to im jest gorzej ;-)  Mam wiele zrozumienia dla ludzkich ułomności. Dlatego nie reaguję. Uśmiecham się. 

Sztuka wojny Sun Zi to bardzo mądry starożytny traktat nie tylko o strategii w czasie wojny, ale przede wszystkim o tym, jak żyć. Jak wspomniałam nie jestem niczyim wrogiem, choć jest kilka osób, które ucieszyły by się, gdybym nagle zniknęła. Mam złą wiadomość, a wyrażę ją cytatem:
„ Są drogi, którymi nie należy podążać, armie, których nie należy atakować, fortece, których nie należy oblegać, terytoria, o które nie należy walczyć, zarządzenia, których nie należy wykonywać. „
Jestem taką fortecą. Obleganie mnie to strata czasu.

13. Czego chciałaby Pani życzyć swoim czytelnikom?
 Życzę wszystkim by znaleźli to, czego szukają i by to coś okazało się warte poszukiwań.  BY potrafili się tym ucieszyć i chcieli to zatrzymać. Życzę, byście zawsze mieli dobrą pamięć, która o tym, że nie jesteście Nieśmiertelni przypominać będzie, to z kolei pozwoli Wam celebrować każdy dzień.

„Dalajlama zapytany o to, co najbardziej zadziwia go w ludzkości odpowiedział: Człowiek, ponieważ poświęca swoje zdrowie by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca swoje pieniądze by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak na prawdę nie żyjąc.”
Moi Mili- ŻYJCIE.



Serdecznie dziękujemy autorce za poświęcony nam czas.

sobota, stycznia 28, 2017

"Klątwa przeznaczenia" Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka [PRZEDPREMIEROWO]

"Klątwa przeznaczenia" Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka [PRZEDPREMIEROWO]









PREMIERA: LUTY/MARZEC


*Tytuł: "Klątwa przeznaczenia"
*Autor: Monika Magoska-Suchar, Sylwia Dubielecka
*Wydawnictwo: Novae Res
*Rok wydania: 2017
*Ilość stron: 810


*Ocena: 9/10
*Opis:


Arienne, młoda czarodziejka, szukając schronienia przed grożącym jej niebezpieczeństwem, postanawia zaufać Przeznaczeniu. Uzbrojona jedynie w magiczne umiejętności oraz kobiecą intuicję i spryt, przybywa do Czarnej Twierdzy, siedziby Związku- bractwa rządzonego twardą męską ręką, gdzie nie ma miejsca dla inteligentnych, uzdolnionych kobiet, takich jak ona. Zmuszona znosić liczne upokorzenia ze strony bezwstydnych Związkowców Arienne wchodzi pod protektorat jednego z najsilniejszych i najgroźniejszych z nich. Nie spodziewa się jednak, że za sprawą intrygującego, czarnowłosego mężczyzny cały jej plan się skomplikuje, zaś Los wyznaczy im wspólną misję.




*Moje odczucia:


Kto by pomyślał, że opasłe tomisko, które liczy sobie 810 stron, to książka, która dopiero co będzie debiutować, i w dodatku stworzyły ją dwie (powtarzam dwie!) autorki. Kolejna powieść fantasy, która przekonuje mnie, że coraz bardziej zaczynam lubić ten gatunek.


Arienne to młoda czarodziejka, która ma swój charakterek - przekonujemy się o tym, już na samym początku, kiedy przybywa do Czarnej Twierdzy. Jako jedyna potrafiła zrobić coś przeciwko Mistrzom, co w rzeczywistości jest zabronione, a wręcz karalne. Tutaj w Twierdzy nie liczy się zdanie kobiet, tutaj rządzą mężczyźni, którzy są pozbawieni jakiegokolwiek wstydu i zahamowania, wręcz potrafią być brutalni do granic wytrzymałości. Kiedy Adrienne zostaje Milady jednego ze Związkowców, jej plany się nieco komplikują.
"Zamiast niezdarnie się przepychać, stańcie do walki jak prawdziwi rycerze! Skoro tak jej pragniecie, to o nią walczcie... ze mną! Wyzywam każdego, komu zależy na uczynieniu z tej kobiety swojej Milady! Na miecze, topory, sztylety, piki."


Cóż mogę powiedzieć? Książka jak przystało na fantasy zawiera wszystko, co ten gatunek powinien zawierać: jest magia, miłość, zemsta, nienawiść, intryga, przygoda, akcja, miecz, krew, przeznaczenie. Do tego wartka akcja i sceny erotyczne - odważne, ale nie wulgarne. Autorki opisują jak brutalnie mężczyźni potrafią traktować kobiety, całe szczęście, że książka to fantasy, inaczej mogłabym się okropnie zdenerwować na te sceny. Jednak w książce tego gatunku, wszystko jest dopuszczalne, a wręcz potrzebne, by książka miała swój własny charakter.

Z pewnością początek powieści przypomina poniekąd Harrego Pottera. Ale wierzcie mi, że to tylko złudne wrażenie, bo im dalej brniecie w treść tym bardziej przekonujecie się, że tak nie jest. Mamy tutaj całkiem coś nowego, a nawet świeżego. Książkę czyta się szybko, i choć całkowita ilość stron z początku może przerazić czytelnika, to kiedy już zacznie czytać, nie będzie miał ochoty odkładać książki na bok. Wstąpicie do świata, w którym nic nie jest takie jak w Waszym normalnym życiu, tutaj może wydarzyć się wszystko. Od dzisiaj waszym życiem będzie kierować przeznaczenie. Czy jesteście w stanie przyjąć je na własne barki, niezależnie od tego jakie będzie mieć wobec was plany?
"-Wraz z tym Znakiem stajesz się moją Milady, ja zaś twym Panem. Od tej pory jesteś nietykalna, albowiem stanowisz moją własność i dopóki nosisz na szyi Lwa, który mnie reprezentuje, tylko ja mam prawo decydować o twym Przeznaczeniu i tylko ja twym Przeznaczeniem jestem."


Ogrom bohaterów, a każdy z nich jest inny. Ich charakterystyki i osobowość są świetnie wykreowane, zarówno tych głównych bohaterów jak i tych pobieżnych. Pomysł na fabułę jak najbardziej udany. Wątek przewodni z pobocznymi świetnie ze sobą połączone. W książce występują dwa typy narracji: pierwszo- i trzecioosobowa. I chyba tylko tutaj muszę postawić książce malutki minusik, gdyż przez pomieszanie tych narracji czasem gubiłam się w tekście, przez co zdarzało się, że musiałam dwukrotnie przeczytać dany fragment.

No i zakończenie, którego kompletnie się nie spodziewałam. A co się z tym wiąże? To, iż książka nie jest przewidywalna.


Klątwa przeznaczenia to powieść, która wciąga czytelnika w swój magiczny, a zarazem tajemniczy świat od samego początku. Wiele barwnych postaci, każdy z własną wyrazistą osobowością, sceny przyprawiająca czytelnika o dreszcze, ale również i takie wywołujące uśmiech na twarzy. Ta książka zaprowadzi Was w świat fantasy z jakim jeszcze się nie spotkaliście i sprawi, że sami zaczniecie zastanawiać się nad swoim przeznaczeniem. Gorąco polecam!



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję Autorkom oraz


czwartek, stycznia 26, 2017

"Dama z kotem" Iwona Czarkowska [PRZEDPREMIEROWO]

"Dama z kotem" Iwona Czarkowska [PRZEDPREMIEROWO]






PREMIERA: 30.01.2017






*Tytuł: "Dama z kotem"
*Autor: Iwona Czarkowska
*Wydawnictwo: Replika
*Rok wydania: 2017
*Ilość stron: 319


*Ocena: 8/10
*Opis:


Roztrzepana i lekkomyślna Zuzanna Roszkowska tym razem spróbuje swoich sił jako… prywatny detektyw

Zu – najlepsza z żon, a także kobieta zdolna do wszystkiego – daje się namówić mężowi na roczny wyjazd do niewielkiej miejscowości o wdzięcznej nazwie Bangladesz. Na miejscu niemal przysłowiowe „cisza i spokój”, zwykle wiązane z życiem na wsi, będą musiały ustąpić przed niezwykłą skłonnością Zu do wpadania w tarapaty.
Kiedy gospodyni pensjonatu, w którym zamieszkali Roszkowscy z dziećmi, znika nagle bez słowa, zaledwie dzień po przyjeździe swoich nowych lokatorów, Zuzanna od razu przeczuwa zbliżające się kłopoty. Jednak wszyscy wokół zdają się lekceważyć jej obawy o los zaginionej.
Tym razem Zu będzie musiała zmierzyć się z przedstawicielami tajemniczej fundacji, niegrzecznym Panem Małpką, pojawiającymi się i znikającymi rondlami, a także… koniem, świnią, kozą, królikiem, gąsiorem oraz kotem – za jedyną pomoc mając podręcznik dla początkujących detektywów.




*Moje odczucia:


Moi drodzy, przed Wami komedia jakiej z całą pewnością jeszcze nie czytaliście. Nie ma w tej książce strony, przy której byście się nie uśmiechnęli. Lekka, zabawna - w sam raz na gorszy dzień. Nie ma szans, by nie wprawiła Was w dobry nastrój.

Główna bohaterka Zu, to kobieta, która z jednych kłopotów zazwyczaj wpada w kolejne. Czasem jej tok myślenia jest zaskakujący i niezrozumiały dla innych. Potrafi z małej psoty, wywołać nie lada zdarzenie. Jej mąż Michał, zna już ją na tyle, że jest w stanie tolerować jej dziwne zachowania. Pragnie ją uchronić przed kłopotami, w które się pakuje, lecz nie zawsze mu się to udaje.

Iwona Czarkowska stworzyła powieść, która niesie w sobie niezliczone pokłady śmiechu. Dawno nie czytałam tak zabawnej książki. Zdecydowanie jest to książka dla tych, którzy od czasu do czasu potrzebują się zrelaksować oraz dla tych, którzy wciąż czytają "przytłaczające" powieści. Występuje tutaj wiele różnobarwnych postaci, jedne są zabawne, drugie spokojne, a jeszcze inne tajemnicze.

Zu zawsze miała zadatki na detektywa, lubiła rozwiązywać wszelakie zagadki, więc nic dziwnego, kiedy wraz z mężem i rodziną przenieśli się na wieś, nagłe zniknięcie Pani Kubackiej wydaje jej się podejrzane. Czuje, że będą z tego kłopoty. Czy uda jej się rozwiązać zagadkę tego nagłego zniknięcia?

Pomysł na fabułę komedii jak najbardziej trafny, do tego przezabawne dialogi, które rozśmieszą nie jednego czytelnika. Akcja rozgrywa się na wsi, a jak wiadomo, w każdej wsi, znajdzie się osoba, która zawsze wszystko musi wiedzieć. Jest tak nie tylko w tej powieści, ale również i w prawdziwym życiu. Ludzie na wsi, zazwyczaj wiedzą o sobie wszystko.
"-Nagle do Michała dotarło, o co prosi go żona. - No nie! Ty chyba zupełnie zwariowałaś! Mam przyjść do pracy w włosem łonowym w fiolce po aspirynie i zażądać, żeby go zbadano? - To nie jest żaden włos łonowy! - Zuzanna energicznym ruchem przysunęła do siebie kubek męża i wsypała mu do kawy dwie czubate łyżki soli. - To jest włos kota! A ponieważ mi nie wierzysz, że ja tego kota widziałam, i uważasz mnie za wariatkę, to daj go do zbadania."
W swoim życiu spotykamy różne osoby. Jedne wydają się poważne, inne potrafią się zachowywać dziwnie i co rusz dawać nam powodu do uśmiechu. Jednak najważniejsze to to, żeby zawsze być sobą i akceptować siebie nawzajem. Nigdy nie wiadomo, co może spotkać nas danego dnia. Ważne jednak jest to, abyśmy potrafili integrować się z ludźmi mieszkającymi w naszym otoczeniu. Wiadomo, że zawsze znajdzie się ktoś wścibski, który uwielbia rozsiewać plotki po całej wsi.

Nasza książkowa Zuzanna to kobieta, która potrafiłaby zirytować nie jednego człowieka, a nawet własnego męża. Widać tutaj jednak ich małżeńską miłość i akceptację siebie nawzajem. Kochają się nawet pomimo wad. I pomimo, iż nasza Zu potrafi sama czasem wprawić się w jakieś kłopoty, jest jednak bystrą i spostrzegawczą kobietą, której nie jest obojętny los innych osób.


Dama z kotem to przezabawna komedia, pełna zawirowań, ale również i tajemnic, które przyjdzie naszej bohaterce rozwiązać. Ale czy kobieta z podręcznikiem dla początkujących detektywów, zdoła rozwiązać tajemnicze zniknięcia, pojawiające się bez wytłumaczenia przedmioty oraz strach przed własnymi lękami? Otóż moi drodzy, o tym musicie się przekonać sami, sięgając po tę lekturę. Gwarantuję Wam, że będzie to przyjemnie spędzony czas. Mnie uśmiech z twarzy nie schodził.

Za możliwość przeczytania, zrecenzowania i patronowania serdecznie dziękuję



wtorek, stycznia 24, 2017

Blog talk show #1

Blog talk show #1
Postanowiłam wprowadzić nowe cykle na moim blogu pod nazwą BLOG TALK SHOW, mające na celu lepsze poznanie blogerów nie tylko od strony książkowej, ale i osobistej.

Mam nadzieję, że cykle przypadną Wam do gustu i chętnie będziecie je czytali.


Zatem zapraszam na pierwszą rozmowę, którą przeprowadziłam z ... sami zobaczcie z kim.





BLOG TALK SHOW #1


Zacznijmy może od tego, że przedstawisz się tym, którzy Cię jeszcze nie znają (śmiech – tak naprawdę nie wiem, czy są tacy którzy Cię nie znają).

Cześć wszystkim! Nazywam się Aleksandra Szoć i jestem założycielką Stan: Zaczytany. I nie jestem taka ,,popularna”, jak to się naszej Grażynce zdaje. Oprócz prowadzeniem stron na Facebooku i bloggerze, zajmuję się pisaniem recenzji i promowaniem nie tylko autorów, ale i także recenzentów, a nawet czytelników. Choć moją domeną są książki, to ludzie są dla mnie ważni i właśnie tym kieruję się w swojej działalności. Bo bez człowieka przecież nawet nie powstałaby książka, prawda? :)



Kiedy w Twojej głowie zrodziła się myśl, by założyć blog? Czy ta pasja narodziła się wraz z Twoim pojawieniem na świecie? Czytanie towarzyszyło Ci od zawsze, a może miłością do książek zaraziła Cię jakaś osoba?

Nigdy nie lubiłam czytać. Byłam typową anty-zaczytaną. Mój ojciec miał wielką domową bibliotekę, ale kiedy się od niego wyprowadziłyśmy, w moim pokoju były tylko podręczniki szkolne. Chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić, podręczników prawie nigdy nie kupowałam (śmiech). Nie chcielibyście mnie wtedy poznać. Byłam potworna i teraz sama siebie się wstydzę.

Zaczęłam czytać z własnej, nieprzymuszonej woli dopiero wtedy, kiedy sięgnęłam po Mastertona. Ale i po nim nastała bardzo długa przerwa. Później usłyszałam o Zmierzchu i jakoś w ten sposób zaczęłam kupować książki. Z racji moich problemów osobistych nie mogłam sobie pozwolić na kupowanie – kiedy nadarzała się szansa, mama mi kupowała. Ale summa summarum, kiedy w wieku szesnastu lat przeprowadziłam się do braci, miałam na swoim koncie jakieś... Trzy pozycje? Może cztery.

Wszystko zmieniło się po śmierci mojego ojca. Zmieniłam się, zmieniłam swoje nastawienie i spojrzałam na wszystko... z boku. Tata zdążył mi dać przed swoją śmiercią kilkanaście pozycji, ale to byłoby na tyle. Dbał o książki. Kochał je całym sobą.  Nic więc dziwnego, że miał taki piękny zbiór. A co ja miałam? Nie miałam nic. Dlatego postanowiłam każdy wolny grosz odkładać na książki. Chciałam wydawać pieniądze na to, co zostanie ze mną na zawsze i co sprawi, że spoglądając na powieść, pomyślę sobie ,,wiem na co przeznaczyłam ciężko zarobione pieniądze”. Nie wydaję na fast foody, czy inne duperele, które znikną z mojego życia równie szybko, co się pojawiły.

Po dwóch latach (w listopadzie 2013) postanowiłam założyć fanpage, który pozwoliłby mi wyciszyć własne myśli. Jak wiecie, lubię robić tysiąc rzeczy naraz, a najgorsze zmęczenie wywołuje we mnie brak zajęcia. Poza tym fanpage pozwalał mi poznać ludzi i przełamać lody, bowiem nie należę do grupy osób, które lubią rozmawiać. Bo choć jestem gadułą, nienawidziłam obcych. Prowadzę blog książkowy, ale przez te wszystkie lata Stan: Zaczytany zmienił mnie, pozwolił mi zauważyć, że istnieją na tym świecie ludzie, z którymi mogę się dogadać. Zaczęłam interesować się psychologią, aby pozbawić się swoich własnych lęków, i dzięki temu poszerzałam swoją wiedzę. To aż zadziwiające, że zwykły blog książkowy zmienił mnie od całkiem innej strony. I to na lepsze!

Na swoim koncie masz już wydaną jedną książkę, obecnie starasz się wydać drugą. Jak to się stało, że zaczęłaś pisać?


Akurat z pisaniem było inaczej niż z czytaniem. Pisałam odkąd nauczyłam się pisać. W moim pierwszym opowiadaniu główny bohater był kosmitą – ufoludkiem, który fruwał swoim malutkim statkiem kosmicznym i nawiedzał jedną dziewczynkę, która miała okazać się księżniczką. Och, tak. Miałam kilka lat? Potem były opowiadania na blogu (dopiero parę lat później założyłam Stan: Zaczytany). I tak jakoś się potoczyło... :D

Ile książek liczy dzisiaj Twoja własna biblioteczka?

Tysiąc.

Żartuję (śmiech). Tak naprawdę to nie liczyłam w tym roku. Wiem, że w poprzednim brakowało mi jakoś... 30? do tysiąca. Książki nadal zbieram, zbieram, zbieram... Może niedługo przekroczy tę liczbę. :D




Czy w latach szkolnych chętnie czytałaś lektury? 

A w życiu! Przeczytałam jedynie ,,Tajemniczy ogród” (uwielbiam!) i Przedwiośnie – z powodu poprawki z polskiego. Oj, ja i lektury – to była zgroza! Za to teraz nadrabiam. :)



Jakie przezwisko miałaś w latach szkolnych? Czy nadal się ktoś do Ciebie zwraca w ten sposób?


 Właściwie nigdy nie miałam przezwiska.  Jak kiedyś pracowałam jako kelnerka na ślubach i stypach, w firmie znajdowały się dwie Aleksandry. Szefowa się wkurzała, więc nazwała mnie Aleksji – i tak niekiedy się podpisuję. Niektórzy mówią do mnie Alex, niektórzy czarna, niektórzy wyzywają mnie od idiotek – na przykład, a właściwie przede wszystkim moja rodzina i przyjaciele (śmiech). Dla wszystkich zaś jestem Olą. I niech tak pozostanie. :)

Jeśli miałabyś się opisać jednym słowem, jak ono by brzmiało i dlaczego właśnie tak?

Jak mam się opisać jednym słowem? Jestem... Człowiekiem. Dlaczego? Bo nie jestem nikim wyjątkowym. Mam głowę, włosy, oczy, nos, usta, uszy, szyję, cycki (śmiech)... Chyba to wystarczające wytłumaczenie. :D

Łatwo ufasz ludziom? Czy zdarzyło się, że kiedyś się na kimś zawiodłaś?

Pytanie powinno brzmieć: czy ufasz ludziom? Odpowiedź brzmi: nie. Nigdy nie ufam, nawet przyjaciołom – oni o tym wiedzą. Jestem z charakteru dość... specyficzna, a nawet i ciężka. Nie przywiązuję się do ludzi, nie ufam. Najważniejszą moją cechą jest to, że nie potrafię kłamać i nigdy nie kłamię. Wyczuwam kłamstwo na kilometr, ale to już inna sprawa. Jestem wycofaną osobą, która niby żyje w tym samym świecie, ale tak naprawdę stoi z boku i z uśmiechem na ustach przygląda się całemu zamieszaniu. Nie odczuwam emocji, jestem raczej zamknięta. Zwykle robię dobrą minę do złej gry. Nigdy też nie wyjawiam, jeśli zauważę czyjeś potknięcie (kłamstwo, fałszywość), bo nie widzę w tym żadnego celu. Gram wtedy w tę obłudną grę, dopóki druga osoba się nie wykończy.

Czy się kiedyś na kimś zawiodłam? Owszem, ale to zapewne w dzieciństwie. Jak już wspomniałam, nie przywiązuję się do ludzi. Nie interesuje mnie to, czy ktoś mnie oszukał, czy odwrócił się do mnie plecami. Nigdy nie otworzyłam się na tyle, aby cierpieć. Często zrywam z ludźmi kontakty, co jest dla mnie normą, bo jestem ruchliwą osobą – nawet w sferze psychologicznej. Nie stoję na tym samym miejscu, co wczoraj. Idę dalej. Zawieść się może jedynie osoba, która wyrządziła krzywdę, bo zawiodła się na sobie – a chciałabym zauważyć, że to najgorsza forma karmy. 

Jakim motto kierujesz się w swoim życiu?


,,Szczęście bez łez nie istnieje, tak samo jak nie ma życia bez śmierci”. Może to nie motto, ale mój ulubiony cytat z ,,Cięcie” Veita. Musiałam to tu napisać. :D

Jakim mottem się kieruję? Cóż... Carpie diem – bo żyję tak, jakby jutra miało nie być. ,,Cokolwiek zrobisz, wróci to do Ciebie z potrójną siłą”. ,,Po upadku należy powstać” i wiele, wiele innych. Właściwie każde motto powinno być istotne, bo w końcu napełniają nas energią do działania. Dlatego też nie mam swojego ulubionego motta. :)

W jakim kierunku się kształcisz?  Czy wiążesz z nim swoją przyszłość?

O, w końcu jakieś łatwe pytanie! :D

Jestem na opiekunie medycznym i... Nie, nie wiążę sobie z nim przyszłości. Nie wiem, co będzie jutro, więc nie daję sobie takich długoterminowych zadań.

Z początku, przed pierwszymi praktykami, miałam wielkie obawy co do tego zawodu. Ale wystarczyło, że pojawiłam się przy pacjencie, a już wiedziałam co robić. Teraz mam wyrobionych PONAD 100% godzin! Uwielbiam to robić, ale nawet to nie gwarantuje, że za tydzień nie zmienię zdania dotyczącego mojego zawodu. Jak już wiecie, mam ,,mrówki w tyłku” - nie usiedzę w jednym miejscu. Myślę jedynie o tym, żeby raz jeszcze wrócić na masażystkę. Kto wie...?

Co sprawia, że na Twojej buzi pojawia się uśmiech?

Wy. Tak serio, to ludzie tacy jak Wy. Jak już wcześniej wspomniałam, jestem dość zamkniętą osobą, która inaczej postrzega świat. Lubię zagłębiać się psychologię ludzką i przez ten okres, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na zachowania, wyciszyłam się. Ci, którzy już zdążyli mnie poznać, wiedzą jak bardzo nie lubię prezentów. Nie lubię materialności. Nie dlatego, że jestem popaprana, ale po prostu... Rzeczy można kupić, ale dobroci nie. Dlatego zawsze uśmiecham się, kiedy widzę dobry gest. Kiedy sama widzę uśmiech. Kiedy widzę, że ktoś nie wyłożył na ladę pieniędzy, a swoją duszę. Bo to właśnie jej nie możecie kupić. Ja jestem łowcą tych dusz i jeśli przede mną ją odsłonicie, ja się uśmiechnę.

Nie zanudza Cię jeszcze rozmowa ze mną (śmiech) ?

Shhh. Nie przeszkadzaj. Ja się dopiero rozkręcam. Daj się wygadać!

Zdradź nam swoją największą życiową wtopę.

Dobra. To może jednak powróćmy do poprzedniego pytania (śmiech)?

Życiowa wtopa? Hmm... (wcale nie przewinęły mi się przed oczami jakieś sekstylion obrazów własnych życiowych wtop) Nie mam pojęcia, co mogłabym dać na przykładzie i które byłoby dozwolone... I które nadawałoby się dla czytelników... I które nie wywołają, że stanę się pośmiewiskiem...

Rety, Grażynko. Ja codziennie mam MINIMUM jedną wtopę! Nie mogłaś wybrać innego pytania?! Np. Ulubiony kolor? (tutaj z odpowiedzią również byłby problem).

No więc... Uch.

Byłam na kolonii – miałam naście lat. Środek lasu, domek pełen dziewczyn w różnym wieku – od najmłodszych, aż po najstarsze - i zbliżająca się pora spania.

Zakolegowałam się z trzema dziewczynami – dwoma siostrami i brunetką, która po dziś dzień jest moją bliską przyjaciółką. Te dwie dziewczyny były szalone, więc nic dziwnego, że opiekunki często patrzyły w naszą stronę.

Tamtego wieczoru poszłam się umyć. Nie zamykałam na zamek (o ile w ogóle tam był) drzwi od łazienki. Weszłam pod prysznic, zasłoniłam się kurtyną i robiłam swoje, kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi. Mówię, że mogą wejść – to była ta jedna kumpela z tych moich ,,kolonijnych przyjaźni”. Szumiała woda, więc nie słyszałam, że weszła z kimś innym. Myślałam, że przyszła za potrzebą, a tu nagle...
Dobra, jestem panikarą. Kiedy usłyszałam, że wprowadziła do środka jedną naszą młodą koleżankę (która miała z... osiem lat?) i trzymając ją przy sobie na siłę, podeszła do lustra i zaczęła powtarzać ,,krwawa Merry”, zaczęłam strasznie wrzeszczeć. Zakręciłam wodę (albo i nie), jakoś owinęłam się ręcznikiem (nie do końca) i wybiegłam z łazienki. Najśmieszniejsze, że ta młoda z płaczem uciekła do łóżka, koleżanka śmiała się, a ja – chociaż wyszłam z pomieszczenia – stanęłam naprzeciw lustra i wciąż wrzeszczałam. Ocknęłam się dopiero, kiedy kierowniczka kolonii weszła i zaczęła się na mnie wydzierać. Spostrzegłam wtedy, że wszyscy – prawie cała kolonia - zgromadzili się w naszym ,,saloniku” i gapili się na mnie (przypomnijcie sobie mój ubiór). Kierowniczka pytała się, co się stało – a była nieźle wkurzona – a ja, jako że nie chciałam wydać swojej kumpeli, wyjaśniłam jej:

Pająk.

I pokazałam jej pająka wiszącego przy suficie.


Wiem, że potrafisz mieć 100 pomysłów na minutę (śmiech). Czy czasem nie gubisz się we własnych myślach?

Nie wierzę, że liczysz moje pomysły (śmiech)! Tak naprawdę nie miewam pomysłów. One same nachodzą, kiedy widzę przejrzystą drogę. Nie gubię się w nich (raczej o niektórych zapominam). Nie rozmyślam, po prostu działam. Zwykle są one ambitne tylko wtedy, kiedy działam spontanicznie, czyli... Coś mi wpada do głowy, nie rozważam, a organizuję. Jeśli mam pewność siebie, wszystko idzie jak po maśle. :)

Kochasz zwierzaki. Masz swoją ukochaną suczkę Ari. Przedstaw nam ją. Zdradź nam jak trafiła pod Twoje „skrzydła”?

Ari, to tak naprawdę Aradia – imię zaczerpnięte skądś, a oznacza ono ,,królową wiedźm”. Idealne imię dla mej księżniczki! Urodziła się 30 grudnia. 13 lutego otrzymałam wiadomość od przyjaciółki, że adoptowała psa. Akurat siedziałyśmy z mamą w kuchni przy porannej kawie, gdy nadeszła ta informacja. Z racji naszego życia, miałam kilka psów, które niestety – nie z mojej winy – zostały oddane w inne ręce. Poza tym jestem uczulona na sierść. Miałam kiedyś yorka – nazywał się Karo, ale gdy wróciłam do domu, okazało się, że ówczesny mąż mojej mamy go sprzedał. Kolejne złamane serce utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie dane jest mi mieć zwierzę, które mogłabym traktować po królewsku.




Ale wszyscy rozpoczęliśmy nowe życie. 13 luty okazał się magiczny, bo następnego dnia – w walentynki – znowu przy kawie naszła nas myśl ,,a gdybyśmy tak kupiły psa?”. To była kwestia paru minut. Wyszukałam w internecie ogłoszenie z adopcją Yorka. Znalazłam. Okazało się, że to nasza znajoma. Ubrałyśmy się, przygotowałyśmy koce, pojechałyśmy tramwajem na inne osiedle i... I od razu ją pokochałam. Rozwydrzone, ruchliwe i wyszczekane. Zupełnie jak ja! Dom był pełen dzieci, więc Arunia do tej pory czuje strach spowodowany hałasem, ale ogólnie... Och. Lepszej córeczki nie mogłabym mieć.



Wróciłyśmy taksówką – znajomy nas odwiózł. Arunia owinięta w kocyk od razu przytuliła mi się do szyi (i tak już pozostało). Napisałam SMS-a braciom, że mamy psa. A jako że każdy w naszej rodzinie stroi sobie żarty, po pracy zadzwonili się dopytać, czy sobie żartujemy. Dopóki nie wrócili i nie zauważyli małej czarnej kuleczki, nie wierzyli nam.

Mówiłam Wam, że spontaniczne pomysły są najlepsze? :)

Zapewne masz wielu przyjaciół? Jaki jest Twój stosunek do przyjaźni? Czy uważasz, że przyjaźń przez Internet może być prawdziwa i szczera?

Jak już wspomniałam, nie ufam ludziom. Nigdy w zupełności. U mnie to raczej wygląda tak, że ,,przyjmuję do wiadomości”. Jeśli ktoś obiecuje coś zrobić – czekam na realizację, nie na słowa. Przyjaźń oceniam ze względu na duszę. Jeśli dopasują się z moją duszą, przyjaźń zawsze jest możliwa – nawet ta Internetowa. Dla mnie przyjaźń to chęć, wzajemna akceptacja i próby pomagania sobie nawzajem. Wiem, że jeszcze wiele innym czynników przemawia do tej interakcji, ale... Dla mnie po prostu jest to obecność. I tu nie chodzi o to, że ma być tu, teraz, obok, ale o świadomość, że mentalnie ktoś przy mnie jest. Bo fizyczna obecność nigdy nie jest ważna, kiedy tej duszy nie ma przy nas, prawda? Dlatego uważam, że nawet przez Internet przyjaźń może być prawdziwa i szczera. I mam ku temu dobre dowody! :)

Jesteś znaną osobą wśród blogerów książkowych. Czy zawsze z przyjemnością nawiązujesz nowe znajomości  w tej dziedzinie?

Powtarzam: nie jestem popularna! I nigdy nie chcę taka być. :) Ale odpowiadając na pytanie: owszem, z chęcią nawiązuję nowe znajomości – nie tylko w tej dziedzinie. Lubię pomagać początkującym, ale przyznaję, że tylko wybranym – niektórzy chcą osiągnąć sukces, a ja pragnę tylko, żeby się wewnętrznie spełniali. Dlatego niekiedy odpuszczam. Dla mnie książki są ważne, ale najważniejsi są ludzie, którymi się otaczam – również Internetowo. Czasami sobie żartuję, że książki to tylko taka przykrywka, abym mogła Was poznać.  :) I cieszę się, że Was poznałam. Nawiązałam tyle wspaniałych przyjaźni, że aż sama jestem w szoku! Jesteście cudownymi ludźmi. Gdyby nie Wy, nigdy nie stałabym na tym miejscu, co teraz. I przede wszystkim nie byłabym tą samą osobą, jaką jestem teraz.

Gdybyś coś mogła zmienić w świecie, w którym żyjesz, co by to takiego było?

,,Najbardziej pragnę pokoju na świecie” (śmiech). Niczego bym nie zmieniła. Wierzę w to, że musi być równowaga. Nie byłoby dobra, gdyby nie byłoby zła – czy toteż na odwrót. Chciałabym jedynie, żeby ludzie czasem się zatrzymali i zobaczyli, że nie są sami na tym świecie. Dlatego proszę Was o to, abyście nie wbijali wzrok w tarczę zegara, a raz do czasu przystanęli i rozglądnęli się, aby zauważyć to, co z reguły jest niewidoczne dla oczu. Dopiero kiedy to osiągnięcie, poczujecie wewnętrzne zaspokojenie.

Skąd pochodzisz, gdzie mieszkasz? Czy lubisz swoją okolicę?

Pochodzę z Gdańska i wciąż tu mieszkam. Od dziecka kilkanaście razy się przeprowadzałam, więc okolice zwiedziłam różne. Aktualnie mieszkam we Wrzeszczu – niedaleko plaży, niedaleko centrum, ale stanowczo za daleko od jakiejkolwiek księgarni. Może to i lepiej? (śmiech)

Lubię swoją miejscowość. Dużo nie podróżowałam, bo czuję, że to Gdańsk jest moim ukochanym miejscem i nie odczuwam potrzeby, aby jechać gdziekolwiek, skoro tutaj znajduje się moje serce. Lubię przechadzać się po starówce i wyobrażać sobie, jak to setki lat temu wędrowali po ulicy Długiej królowie. Nie lubię historii – faktów dokonanych, tylko wizję tego, co mogło być dokonane sto lat temu w miejscu, w którym aktualnie stoję. No cóż... W końcu mam bogatą wyobraźnię, prawda? :)

Z faktów mniej wiadomych... Mój ojciec pochodził z Rosji, tak samo jak jego rodzina. Od strony mamy mój dziadek również pochodził z tej miejscowości, co mój rodzic. Tak więc... Jakieś inne korzenie mam. :)


Jak wygląda Twoje życie miłosne? Jesteś wolna, zajęta? Z całą pewnością wielu mężczyzn, ucieszy się z odpowiedzi na to pytanie, bądź zasmuci.


Wolna (śmiech)! Nie akceptuję związków. Jak już kilkanaście razy powtarzałam, jestem z reguły ciężką osobą. W związku najważniejsze jest zaufanie oraz przywiązanie do drugiego człowieka, a ja niestety nie potrafię się zobligować, aby to uczynić. Nic więc dziwnego, że wolę „samotność” od związania się z facetem. Chociaż, jeśli pojawi się wytatuowany przystojniak na swym motorze... Mogłabym zmienić zdanie (śmiech). Nie no, żartuję. Możliwe, że moje nastawienie kiedykolwiek się zmieni – przecież tego nie wykluczę, jeśli nie znam przyszłości, ale musiałoby mnie naprawdę coś poruszyć. Uprzedzając: nie czekam na wyśnionego księcia. Czekam jedynie, aż moja psychika zaadoptuje się w jakimkolwiek związku.



Jesteś jedynaczką, a może masz rodzeństwo? Nie no, nie będę robiła z siebie wariatki, bo doskonale wiem, że je masz. Przedstaw i opisz pokrótce swoje rodzeństwo.

Jestem najmłodsza i wcale mi się to nie podoba! Mam trzech starszych braci, a z dwoma z nich mieszkam. Choć mam ich na co dzień, tworzymy zgraną ekipę. Mimo że są wredni i mało zabawni (bo naśmiewają się głównie ze mnie), nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych braci. Zrobiłabym dla nich wszystko (oprócz obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]), a oni dla mnie (oprócz obiadu, sprzątania, zmywania, prania […]). Kiedy jedno z nas ma problem, rozwiązujemy go razem. To nie tylko moi bracia, ale i najlepsi przyjaciele, włącznie z moją mamą. Nic więc dziwnego, że się tak dogadujemy. Jak mam ich opisać? Chyba jako najlepszych ludzi na świecie. :)


Czym lubiłaś bawić się w dzieciństwie?

Sobą. Owszem, lubiłam lalki barbie, samochody i inne dziecięce zabawki, ale najbardziej lubiłam aktywność fizyczną i główkowanie. Robiłam sobie namioty z koców i rogówki, laptopa z kartki papieru, wspinałam się po drzewach, robiłam ,,bazy”, zakładałam kluby i zbierałam uczestników, wspinałam się na kosze od koszykówki, jeździłam na rowerze, robiłam domki ze świeżo skoszonej trawy, robiłam fikołki (nawet podwójne!) na trzepaku... Oj, mogłabym wymieniać i wymieniać.

Koło mojego bloku było boisko (aktualnie na jego miejscu postawili KOLEJNE bloki mieszkalne) i górka – często znajdowaliśmy tam kości, naboje, zakopane podkowy. Raz nawet odkopałam pistolet! Ale tak się wystraszyłam, że wyrzuciłam go za płot.


Jesteś osobą rozrywkową, czy raczej spokojną (śmiech).

No wiesz Ty co? Oczywiście, że spokojną. Spokojną i opanowaną. Spokojną, opanowaną i grzeczną. Nigdy nic nie odwalam. Jestem chodzącą doskonałością (śmiech).



Co lubisz robić nocą?

He. Wyobraźcie sobie teraz uśmiech tego kota z Cheshire – mam podobny.

Cóż... Ogólnie dla mnie noc to początek dnia. Mało śpię – zwykle pracuję, więc nawet jeśli nie pracuję, zawsze coś robię. Zadowoli Cię taka odpowiedź? :D Mam nadzieję, że tak!



Kochana, dziękuję, że przeprowadziłaś ze mną tę rozmowę. Choć zajęło mi to parę godzin, czuję się niezwykle zadowolona. Przeniosłaś mnie do wspomnień, uśmiałam się przy niektórych pytaniach, a niektóre mnie rozczuliły. Mam nadzieję, że czytelnicy będą chcieli to przeczytać z równą chęcią, z jaką ja miałam doczynienia odpowiadając na Twoje pytania. Jeszcze raz dziękuję! A Wam, drodzy czytelnicy, polecam naszą kochaną Grażynkę z Czytaninki, która choć jest wredotą, jest naprawdę rewelacyjna i kochana! Życzę Ci jak największych sukcesów, kochana!


To ja dziękuję Ci Olu za poświęcenie mi troszkę (a raczej sporo) czasu. Każdego dnia udowadniasz mi, że jesteś niezwykłą osobą. Mam nadzieję, że dzięki naszej rozmowie, czytelnicy będą mieli okazję jeszcze lepiej Ciebie poznać. Podczas naszej rozmowy niejednokrotnie się uśmiechałam, ale i rozczulałam. Dziękuję Ci jeszcze raz, Kochana!


Tutaj możecie odwiedzić Olę. Po kliknięciu na poniższe nazwy, zostaniecie przeniesieni w docelowe miejsca.

Blog Stan Zaczytany
Fanpage Stan Zaczytany
Aleksandra Szoć - oficjalnie

niedziela, stycznia 22, 2017

Wywiad - Anita Scharmach

Wywiad - Anita Scharmach

Wspólnie z Claudią z Zaczytanej kolejny wywiad przeprowadziłyśmy z sympatyczną debiutantką Anitą Scharmach. Zapraszamy do przeczytania odpowiedzi na nasze pytania.


 
1. Dopiero co wkroczyliśmy w Nowy Rok, czy zatem Anita Scharmach ma jakieś postanowienia noworoczne?


Jak zapewne wiele kobiet postanowiłam sobie, że od Nowego Roku zacznę dietę CUD;-) Będę szczupła i piękna ;-) I na postanowieniu się skończyło, zabrakło silnej woli… a na Noworoczny obiad pyszna tłusta kaczuszka z żurawiną i jabłkami zawitała na moim stole. I tak nie jestem ani szczuplejsza ani piękniejsza, ale szczęśliwa.

2. Kiedy wpadłaś na pomysł, by napisać książkę?


Pomysł podsunęła mi  koleżanka, stwierdziła że moja bogata wyobraźnia powinna mieć gdzieś upust i poszło. A jeszcze jak zaczęłam czerpać z tego przyjemność …to nie mogłam skończyć i tak w moim komputerze lokują się kolejne pliki z powieściami. Najlepsze było to, że mogłam organizować życie komuś wymyślonemu. Bardzo przypominało mi to skecz kabaretu Hrabi- „Wampir”.

3. Tatiana, bohaterka „Mogę wszystko” to kobieta z krwi i kości. Kiedy świat wali jej się na głowę, ona nie bacząc na nic niesie pomoc swojej przyjaciółce, która znalazła się w potrzebie. Czy w pewnym stopniu utożsamiasz się z Tatianą?


Moi przyjaciele zawsze mogą na mnie liczyć.  Osobiście jestem w gronie tych szczęśliwców, którzy mają swoją „Milenę”.
Z Tatiany zaczęłam brać przykład kiedy  książkę miałam już w ręku. Zresztą bardzo ciężko było mi się z nią rozstać kończąc „Mogę wszystko”. A najzabawniejsze było to, że czytelniczki pisały do mnie np.: „ciekawe co Tatiana robi w Sylwestra”, albo „czy mama Tatiany da sobie radę, kiedy Tymek zabierze ją do Paryża”- znaczy, że wiele osób utożsamia się z moją bohaterką. To bardzo miłe uczucie.





4. „Mogę wszystko” to Twoja powieść debiutancka. Czy pracujesz już nad kolejną książką? A może masz jakąś w planach?

Wspomniałam już o tym w pytaniu nr 2. Nie zamierzam poprzestać skoro sprawia mi to frajdę. Uruchamiam sieć neuronową i klikam.

5. Kim jest, co lubi robić, jakie ma zainteresowania prywatnie Anita Scharmach?

Prywatnie jestem szczęśliwą mamą i żoną. Zawodowo zaś jestem związana z dużą korporacją zajmującą się finansami.
Moją pasją jest fotografowanie, nie mogę się oprzeć kiedy widzę co Bóg nam zaoferował.  Potrafię nawet zatrzymać auto i biec na środek pola, bo tam jest najlepsza perspektywa zachodzącego słońca. Wracam do domu i przerzucam zdjęcia na komputer i nie mogę wyjść z podziwu, mam to!


Inną pasją jest muzyka.  Tę pasję zaszczepił we mnie mój brat. Najlepiej muzyki  słucha mi się w aucie. Wówczas głośne rytmy   zagłuszają  mój śpiew. Śpiewam, drę się a czasem łapię się na tym, jak  siedzący obok kierowcy patrzą na mnie z niedowierzaniem ;-) Co tam „śpiewać każdy może”. Na zielonym ruszam a oni nadal oniemieli stoją ;-)


6. Uważasz, że jeśli człowiek czegoś bardzo chce, to może osiągnąć wszystko?

W ramach rozsądku- owszem, człowiek dużo może, jednak nie wszystko. Patrząc się na moim przykładzie-chciałam napisać książkę, napisałam, chciałam ją wydać - wydałam ;-)
Nudne byłoby życie gdyby można móc wszystko.  Niesamowitym zaś jest to, że zawsze można do czegoś dążyć, spełniać się.

7. Czego chciałabyś życzyć czytelnikom w 2017 Roku?

Przede wszystkim uśmiechu na co dzień, serdeczności i życzliwości, bo na to mamy wpływ. Oczywiście życzę wszystkim zdrowia, ale to loteria;-)

8. Kiedy odkryłaś w sobie pasję do pisania?

Jako dziecko pisałam wiersze, zresztą do dziś je piszę. Te pierwsze wzbudzają we mnie  uśmiech kiedy je czytam, a te nowsze są dojrzalsze i co za tym idzie –już nie śmieszne a pełne emocji. Tak więc pasję do pisania odkryłam wtedy, kiedy się tego nauczyłam. Dawno temu.

9. Kim Anita Scharmach chciała być jako dziecko?

Świetne pytanie. Kiedy tata zaprowadzał mnie do przedszkola i podpisywał listę obecności, obok stała p. dyrektor i witała wszystkich. Wówczas zakiełkowała myśl, że będę dyrektorką przedszkola. Szybko jednak wybiłam sobie to z głowy kiedy z babcią poszłyśmy do biblioteki. Babcia uwielbiała czytać i chyba mam to po niej. Tam pokochałam zapach książek i byłam naprawdę częstym gościem biblioteki. Bardzo podobał mi się tam spokój i szeroka gama wyboru propozycji. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz wiem i mimo, że ukończyłam ekonomię i tym na co dzień się zajmuję, potrafię też oddać się pasji.

10. Jaką porę roku lubisz najbardziej? Kiedy jest największa chęć tworzenia?

Każda pora roku ma swój urok. Wiosnę lubię za to, że wiosną  budzi się życie, kwitną bzy, śpiewają ptaki. Lato lubię za możliwość popluskania się w morzu i wyłożenia swego cielska na słońce. Jesień, za piękny kobierzec kolorowych liści, a zimę za szczypiący mróz w noski  no i niepowtarzalną atmosferę świąteczną.
Kocham żyć tak więc chęć tworzenia jest zawsze, wczoraj, dziś i jutro;-)

11. Najlepszy autor / autorka Twoim zdaniem?

Nie mogę wskazać jednego faworyta. Czytam na bieżąco nowości.  Teraz gdzie się nie spojrzy widzi Remigiusza Mroza, czasem boję się że mi z lodówki wyskoczy;-) To niewątpliwie fenomen na rynku literackim. Zdolna bestia. Obecnie znacznie częściej można mnie znaleźć przy komputerze, bo piszę, ale śledzę recenzje naszych autorów i zamawiam książki. Czekam na wolne i zabiorę się za lektury, bo troszkę się już tego nazbierało.

12. Czy posiadasz jakieś zwierzątko, czy też za nimi nie przepadasz?


Kocham zwierzęta. Nie mogę przejść obojętnie obok krzywdy wyrządzanej zwierzętom. Ostatnio przeczytałam artykuł o bestialskim wyczynie, kiedy to dwaj nastolatkowie niemal zakatowali kota. Postanowiłam to wykorzystać w mojej powieści, która „wychodzi spod pióra”.   Żałuję tylko, że nie złapali zwyrodnialców, choć są na dobrym tropie. Nie mieści mi się w głowie, jak można podpalić kota czy psa?
Kiedyś miałam psa, obecnie jestem szczęśliwym posiadaczem rudego kota, którego zabraliśmy ze schroniska.  Latem  2016 najedliśmy się strachu, bo kocisko miało raka, przebył operację i teraz boimy się, aby nie było przerzutów. Obecnie trwa narada rodzinna nad zaadoptowaniem kolejnego kota, co by naszemu futrzakowi smutno nie było. A taka decyzja nie może być podjęta pod wpływem emocji, to jak decyzja na kolejne dziecko. Robimy bilans zysków i strat i póki co same zyski;-)




13. Jaki rodzaj książek lubisz najbardziej?

Taką, która rozbawi, a właściwie przede wszystkim  rozbawi i zmusi do refleksji.  Książki życiowe, po których nie można spokojnie zasnąć, tylko jeszcze raz ją analizować, po swojemu….






Serdecznie dziękujemy autorce za poświęcony nam czas.
Copyright © 2016 Czytaninka , Blogger